Nigdy wcześniej nie powiedziałabym na głos, że robię portrety. Bliżej byłoby mi do stwierdzenia, że moje kadry to lifestyle ze wszystkimi jego urokami. Dobry portret moim zdaniem wymaga wyczucia, umiejętności psychologicznych i zmysłu obserwacji. Portret to nie twarz i góra barków - tak wygląda raczej zdjęcie do paszportu. Portret ma zadanie: przedstawić nam osobę portretowaną, nakreślić w naszych głowach jej obraz. To, kim jest, co lubi, co ją cieszy lub smuci, co w danej chwili w duszy jej gra...
To doprawdy niełatwe. Dlatego też nie miałam i chyba nadal nie mam odwagi określać się mianem portrecistki. Postanowiłam jednak, że będę robić portrety. Dzięki temu nie tylko poznaję nowe osoby, ale też uczę się wrażliwości na innych. Ćwiczę swój zmysł obserwacji i badam, czy moja intuicja właściwie mnie prowadzi. Sztuką jest też wydobyć z człowieka to, co w nim najważniejsze, najpiękniejsze, to co jego i pokazać to na zdjęciu.

Jak to osiągnąć? Najważniejsze to chyba nie przeszkadzać. Pozwolić drugiej osobie wyciszyć się, poczuć komfortowo. Łatwiej nam się otworzyć, gdy czujemy się bezpiecznie. Tylko tyle i aż tyle.
Co dalej? Uczyć się i nie poprzestawać w rozwoju. Mnie fascynuje to, że nigdy nie jest to TEN moment, by powiedzieć "teraz wszystko już umiem i wiem". Bo nie wiem. Wielu rzeczy jeszcze nie umiem. Widzę, że wciąż dostrzegam pole do poprawy. I widzę swoje postępy: na przestrzeni lat moja fotografia i ja ewoluujemy. To, co kiedyś uważałam za świetne, dziś służąc mi za punkt odniesienia informuje, że teraz jestem lepsza. Bardziej wyczulona na człowieka, jego wrażliwość, postrzeganie siebie. A co dopiero przede mną...
To właśnie sprawia, że chce mi się chcieć. To powoduje, że fotografowanie ludzi jawi się dla mnie jako przygoda życia. I obym miała jeszcze dużo do pokazania w tej materii.
